sobota, 16 sierpnia 2014

Rozgrzewka!

Dochodzi północ, muszę się jeszcze dziś spakować, posprzątać pokój, przygotować jedzenie, a jutro o 9 rano być na Krasnoarmiejskiej 78, skąd wyruszamy na cztery dni w góry Szorii, na pograniczu Ałtaju i Sajanów. Dlatego, w myśl powiedzenia, że jeden obraz wart więcej, niż tysiąc słów, załączam kilka tysięcy wyrazów, a nawet całych zdań, w formacie jpg. 

Wreszcie się doczekałem jakiegoś ruchu na swojej drodze, to na pewno pierwszy powiew od Ałtaju, w który jadę pod koniec przyszłego tygodnia.  Jeśli oczywiście plany się nie zmienią. Dalsze obejmują przeprawę przez górski grzbiet do Tuwy nad granicą mongolską i przejazd do Buriacji, ale to naprawdę za daleko stąd, żeby o tym gadać. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi się zdecydować i zostawili margines na zmianę planów.


Tymczasem na Govorovej ostatnie podejście do kominów i projekcja "Madagaskaru". Publiczność znowu dopisała i sprzęt tym razem też nie zawiódł.


Madagaskar był wprowadzeniem do dnia Afryki, Inga przygotowała kilka zabaw ruchowo-sprawnościowych o afrykańskim rodowodzie, na mapie pojawił się nowy kontynent, ja zaprzyjaźniłem się z Wadimem, najlepszym nauczycielem rosyjskiego i nieodstępnym pomagierem. Dzień później stawialiśmy razem pierwszy segment ogrodzenia.


Jednocześnie kontynuowałem przejażdżki po Tomsku na rowerze Wowy, starając się uzupełnić puste miejsca na mojej mapie miasta. Przed wyjazdem powinienem ją skończyć. Nie szukałem ładnych ani urokliwych miejsc i dobrze, bo się nie zawiodłem, ale znalazłem kilka ciekawych. Jeszcze kiedyś na pewno będzie czas, żeby napisać o nich więcej.


No i wreszcie trafiłem na ludzi. Andrieja znalazłem na couchsurfingu, zaprosił mnie na koncert swoich znajomych na dachu jego wieżowca, z okazji dnia archeologa. Był to też dzień niepodległości Indii, więc świętowaliśmy do rana. Tu naprawdę jest o czym opowiadać, więc chwilowo zmilczę.


I dziś w towarzystwie archeologicznym wybraliśmy się w tajgę. Taką grzeczną, uładzoną, nieodległą, po prostu wyskoczyliśmy z psami na grzyby, ale las pachniał wystarczająco mocno a jego koniec był wystarczająco nieosiągalny, żeby mówić o dotknięciu tej ogromnej przestrzeni, która rozlega się horyzontem z okna Andrieja.


 Most prowadzi do lasu i słuch ginie tam po wszelkich samochodach i ich ludziach.
A my jutro pojedziemy jeszcze dalej. Wreszcie!


2 komentarze:

  1. Doszła książka od Jacka Hugo-Badera!! Spasiba!!! To jeden z najcenniejszych elementów mojej biblioteki. Poza tym potrzebuję miejsca, gdzie słuch mógłby po mnie zaginąć. Daj znać jak znajdziesz. :* Good luck!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, nie brakuje tu takich miejsc, pewnie "Dzienniki kołymskie" czytałaś, to wiesz. Ale popatrzę w Ałtaju za takimi, choć ostrożnie, bo mi akurat utrata słuchu nie leży. A Kasi to już w ogóle. Mam nadzieję, że u Ciebie też tylko chwilowo.

    OdpowiedzUsuń