wtorek, 1 lipca 2014

Otwarcie na Rosję.

Równo rok temu wyjeżdżałem z Lizbony, poprzysięgając rychły powrót. Nie miałem już sił ani wiary w pisanie o tym pożegnaniu, a plany na rozwinięcie doświadczenia portugalskich odkryć oceanicznych rozmyły się w błocie Plant. Strumień wpłynął pod powierzchnię i choć nie zabrakło mi przez ten rok rwącego zdumienia, to podobnie zostało ono ukryte przed wzrokiem obcych i bliskich w betonowych segmentach obowiązku.
Dziś jestem już w zupełnie innym miejscu, niż rok czy miesiąc temu, przygotowując się do długiego wyjazdu na Wschód. Nawet nie staram się przypuszczać, co mnie tam czeka, zdumienie jest zatem gwarantowane, a zatem - strumień powinien znów popłynąć. Na razie niech powoli sączy się przez źródło, niech kontakt z tym trybem pisania powoli przyzwyczaja mnie do spotkania z Dziwnym. Jeszcze parę dni.

Tym razem dryf zostaje zaprzęgnięty w służbę pewnego projektu. Projekt to słowo-klucz do zrozumienia współczesności, obok innowacji i kryzysu. Gdzieś nad nimi trzema krąży jeszcze kreatywność. Wszystkie można byłoby na upartego odnieść do mojej obecnej działalności, bo: mój osobisty kryzys finansowy kazał mi obmyślić kreatywny projekt, który przez swoją innowacyjność może mi pomóc z owego kryzysu wyjść. Nie będę opisywał tego projektu, skoro zrobiłem to już tutaj. Wytłumaczę się tylko z odmiennego tonu, który panuje na różnych przestrzeniach moich wypowiedzi i ze swojej decyzji, by poprosić o wsparcie finansowe znajomych i nieznajomych użytkowników Internetu.

Uważam, że bezczelnością byłoby prosić o sfinansowanie prywatnej wycieczki, nieważne gdzie. Tak postępują panowie na dworcach, zbierający każdego dnia na najdroższy bilet do domu, do którego wciąż brakuje dwóch złotych, albo dziewczęta z kolorowymi włosami na cukrze, beztrosko machające karteczką z napisem "na blanty". Prawie każdy lubi na swój sposób podróżować, czy to alko-tour, czy ciężki trip, czy po prostu travel; nie każdy jednak może sobie na to pozwolić. No a jeśli już chce, to powinien sobie zapracować. Nie chcę teraz usprawiedliwiać i tłumaczyć, dlaczego moja najważniejsza i najtrudniejsza ostatnio praca nie przyniosła mi żadnej gratyfikacji finansowej. Chcę tylko zaznaczyć, że nie jadę na wycieczkę, tylko znów do pracy. Oczywiście, że ogromnie na tym skorzystam i choć nie będzie to korzyść finansowa, wrócę bogaty. Postanowiłem więc poprosić życzliwych o kredyt zaufania i współudział w inwestycji, a przedsięwzięcie zaprojektować z uwzględnieniem maksymalnej korzyści udziałowców, korzyści opartej wiedzy, kontaktach, doświadczeniu i satysfakcji. Wszyscy możemy się obłowić zielonym, syberyjskim złotem. I podzielimy się po równo - każdy weźmie tyle, ile zdoła unieść.

A odmienny ton? To proste, crowdfunding rządzi się swoimi prawami, treści muszą być wyraźne, krótkie, celne. Internet jest pełen treści, których nikt nie ma czasu czytać. Podobno powinno wystarczyć 30 sekund, żeby przekonać sponsora do swojego projektu. Nie mieszczę się nawet w minucie, ale i nie szukam sponsora, nie szukam też łatwych pieniędzy, tylko wkładu własnego od udziałowców. Szanuję jednak ich czas i przyzwyczajenie do krótkich form, a także słuszne oczekiwania rzeczowości i przejrzystości. Starałem się temu sprostać na portalu polakpotrafi.pl.
Tutaj już jest trochę inaczej. To moja przestrzeń i panują tu moje prawa. Tutaj 30 sekund ładuje się strona, bo taki mam komputer. Tutaj spędzę co najmniej najbliższe 3 miesiące, więc muszę się czuć swobodnie. Tu będą snuły się mgły Syberii i tędy popłynie strumień zdumienia, więc jeśli Ci to odpowiada, rozsiądź się wygodnie i czuj się jak u siebie.

Pojutrze ruszamy.




1 komentarz:

  1. no to komu w drogę temu wódka i słonina. Ty jedziesz, ja czytam. niech moc będzie z Tobą. Powodzenia Łosiu!

    OdpowiedzUsuń