poniedziałek, 21 lipca 2014

Tomsk - zbliżenia i panoramy.

Dojechałem do Tomska w sobotę przed 6 rano, bez oczekiwań i wyobrażeń, ale i bez lęku. Już po kilku dobrych godzinach w Nowosybirsku wiedziałem, że z Moskwą jest trochę jak z Berlinem - stolice często produkują swój indywidualny makroklimat, który nie jest kompatybilny z atmosferą panującą w innych częściach kraju. Ludzie żyjący poza stolicą często jej nie lubią i nie utożsamiają się z nią, jeśli jest inaczej, to prawdopodobnie planują się tam przeprowadzić i rozpocząć błyskotliwą karierę. Stolice błyszczą, stolice są na pokaz, stolice są zawsze za duże, za drogie i zbyt hałaśliwe. Jedyny znany mi wyjątek to Lizbona, jasne.
Z kolei mało jest tak ujmujących postaw, jak lokalny patriotyzm mieszkańców małych i średnich miast. To mieszanina głębokiej dumy, przywiązania i skromności. Jest w nim dystans do własnej prowincjonalności i spokój prowincji, silna tożsamość rozpisana na doskonale znanej mapie miasta, gęstej od prywatnych punktów orientacyjnych - śladów dojrzewania prowadzących z podwórek wgłąb, w kolejne miejsca przełomów i codziennych rutyn. Po raz pierwszy wydobyłem to wrażenie od trzech kierowców z Zielonej Góry, z którymi miałem kiedyś przyjemność podróżować po tamtej okolicy. Od tamtego czasu uwielbiam Zieloną Górę, choć niestety jeszcze tam nie byłem.

12.07.2014, 5:45: pierwsze kroki - dworzec kolejowy Tomsk-1 

Od tygodnia odkrywam Tomsk i w miarę odbywanych rozmów, odwiedzanych domów i stawianych kroków rośnie moje przekonanie, że to doceniane i kochane miasto. I sam zaczynam się do niego przekonywać, choć do głębokiej sympatii jeszcze mi trochę brakuje. Ale wszystko w swoim czasie, poznajemy się powoli, potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Chciałbym o tym opowiedzieć, ale z trudem określam temat tego wpisu. Minął już tydzień, dużo się dzieje, rozpoczęliśmy z Ingą projekt w spółdzielni, z jej przedstawicielem i naszym partnerem Władmirem dwa razy już wypadaliśmy za miasto. Do tego nauka rosyjskiego, książki, spotkania, rozmowy z Domem, czynności aklimatyzacyjne. Brakuje czasu na pisanie bloga, szczególnie, że są jeszcze listy, notatnik, dziennik. I pomyślnie zakończony projekt crowdfundingowy, który teraz oczekuje swojej kontynuacji - podziękowania, książki, kamienie, pocztówki. Ale przecież blog też jest jego częścią, więc chcę i muszę napisać więcej o tym wszystkim, i napiszę, prędzej, niż później.
Dzisiaj jednak Tomsk, tło wydarzeń, które nastąpiły dotąd i jeszcze nastąpią nieraz.


Oto znowu Włodzimierz Iljicz Lenin, tkwiący w centrum biegnącego przez całe miasto z północy na południe prospektu Lenina, głównej arterii Tomska mierzącej 8 km. Przy prospekcie Lenina znajdują się chyba wszystkie uniwersytety (6), wszystkie muzea (2), teatry (2) i kina (2), kawiarnie, restauracje, parki, centra administracyjne i handlowe. I tej ulicy należy się osobna, dedykowana notatka, ale nie teraz, szczególnie, że sam mieszkam na obrzeżach miasta i sąsiaduję o 15 minut pieszo z naszą spółdzielnią - większość spacerów odbywałem po peryferyjnych opłotkach. Na razie powiem, co wiem, następnym razem, co widziałem.


Tomsk założono 1604 r. (tę datę znali wszyscy, którzy opowiadali mi o mieście), zbudowało go dwustu kozaków wysłanych tu przez Borysa Godunowa. W Polsce rządził wtedy Zygmunt III Waza, a Adam Wiśniowiecki i wojewoda Mniszech wyprawiał się z Dymitrem Samozwańcem na Moskwę. 6 lat później Kreml był nasz, ale Rosja rosła we wszystkie strony, szczególnie na wschód, i Polska szybko z potężnego ciemiężyciela przeszła w stan uciemiężonego karła, co miało swój wątpliwy koniec w 1989 roku.
W Tomsku powstał pierwszy po tej stronie Uralu uniwersytet, miasto było też długo centrum handlowym i kulturalnym, stolicą Syberii. Zmieniło się to w XIX wieku, kiedy miejska duma odrzuciła propozycję przeprowadzenia tędy magistrali transsyberyjskiej - podobno przez wzgląd na hałas i zamęt, jakie szły żelaznymi drogami. Tak powstał Nowosybirsk, wówczas maleńka wioska nigdzie, a dziś, po 150 latach przepuszczania ładunków z zachodu na wschód i z powrotem, a także z republik południowych, właściwa stolica regionu, trzecie najludniejsze miasto Rosji.

Tomsk od tamtej pory stał się prowincją, wyizolowaną wysepką w oceanie tajgi i bagien, co podkreślają, nie bez pewnej dozy samozadowolenia i nie do końca zrozumiałej satysfakcji, tomszczanie. Carowie o nim zapomnieli, kupcy omijali, Czechow wybrzydzał na nudę. Dziś to przede wszystkim miasto studentów, którzy zjeżdżają ze wszystkich stron, od Kazachstanu po Jakuck. W mieście działa ponad 200 zespołów muzycznych i kilkadziesiąt klubów, życie nocne kwitnie latem jak wszystko na Syberii, ale zimą też podobno istnieje.
Nie oznacza to jednak bogatej infrastruktury ani nowoczesności. Powolny rozwój miasta od XIX wieku sprawił, że zachowało się wiele starych, drewnianych domów, które, rozrzucone po całym mieście, są jego architektoniczną wizytówką i pierwsze rzucają się w oczy przyjezdnym.


Są odnowione i zrekonstruowane przez miasto cudeńka..

... i "normalne", zamieszkane od pokoleń domy.

W Tomsku jest lotnisko, skąd samoloty latają m.in. do Strieżewoju, miasta na przeciwległym, północnym krańcu okręgu. Można tam albo dolecieć samolotem (ok. 600km), albo dopłynąć łodzią po Tomie i Obie, albo dojechać samochodem, nadkładając ponad 2000 km drogi. Obwód tomski ma średnią gęstość zaludnienia na poziomie 0,3 osoby na km2. Nie bez znaczenia dla obu tych okoliczności pozostaje fakt, że na terenie obwodu znajdują się największe bagna na półkuli północnej - Wasjugańskie Błota, bagatela 53 tysiące kilometrów kwadratowych, tyle co województwa Opolskie, Śląskie, Małopolskie i Podkarpackie razem wzięte. Swoją drogą, obwód tomski jest większy niż Polska. A mieszkańców ma milion, z czego połowę w Tomsku.
Poza bagnami jest ogromna połać tajgi i kilkaset rzek - doliny rzeczne zajmują jedną piątą powierzchni. Jak nietrudno się domyślić, znacznie więcej tu zwierząt, niż ludzi. Nad miastem latają ogromne, drapieżne korszuny, dumniej tak brzmiące, niż czarne kanie. Centrum miasta przylega do rzeki, na przeciwległym brzegu widać jakieś wioski i plaże, ale dalej tylko las.


I tak, nie wiedząc za co się chwycić, chwyciłem się liczb. To chyba nic dziwnego, ta tęsknota za wymiernością i mierzalnością, kiedy jest się w samym środku największej krainy geograficznej świata - jakoś sobie to trzeba wyobrazić, przedstawić, uzmysłowić. Uzmysławianie lubię najbardziej, to wtedy, kiedy jestem w lesie i czuję, słyszę, widzę, smakuję tę czystą, niezniszczoną przez człowieka postać życia Ziemi. Wtedy ogromna przestrzeń nie ma większego znaczenia - jest wszędzie taka sama, tak samo różnorodna, wyważona i spójna.
Przedstawianie i wyobrażanie należy już do porządku ludzkiej kultury, tak jak racjonalizacja, której się poddałem. Miasto jest racjonalne, choć teraz wydaje mi się, że dominujące poczucie prowizoryczności i zagubienia jako cech charakterystycznych Tomska ma duży związek z korszunami wdzierającymi się do parków i nad Białe Jezioro. Śmiesznie wygląda na mapie ta symetryczna, prostokątna siatka ulic, jak zadrapanie na skale, pozostawione przez spadający kamyczek. Może i to była lawina, ale kto to będzie pamiętał, kiedy tajga już odzyska swoje zakole. Bo trudno tu nie przeczuwać, że tak właśnie się stanie.

Powolutku, nieśmiało zaczynam myśleć o dalszej drodze. Jeszcze kilka tygodni tu posiedzę, ale dwa wypady do lasu dały mi jasno do zrozumienia, że muszę się bardzo starannie przygotować - trasa, informacje, wyposażenie. Myślę nad kupnem kajaku, przyglądam się rzekom, rozglądam za górami. Mierzę siły na zamiary i odległości na czas.

Jednocześnie projektuję nowy plac zabaw dla gromadki rosyjskich dzieci. Może się pobawimy w piratów, nabiorę pokładowej ogłady. I języka w usta, bo to najważniejsze. I szybko znajdę czas, żeby o tym opowiedzieć.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz